O tym, czy zmiany wprowadzone w stołówkach i sklepikach polskich szkół i przedszkoli rzeczywiście mogą pomóc w walce z otyłością dzieci oraz o strategiach, które pozwalają zwalczać pokusy i ograniczać sięganie po niezdrowe produkty z DR ANNĄ JANUSZEWICZ, psychologiem, specjalistką psychodietetyki, współautorką badań nad psychospołecznymi uwarunkowaniami nadwagi i otyłości w ramach międzynarodowego programu TEMPEST, rozmawia Jolanta Podsiadła.
Wraz z nowym rokiem szkolnym weszło w życie rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej o bezpieczeństwie żywności i żywienia. Zmiany dotyczą zarówno wycofania niezdrowego jedzenia ze sklepików szkolnych, jak również sposobu przygotowywania posiłków w szkolnych stołówkach oraz składników potraw. Znacznie ograniczono ilość soli, całkowicie wyeliminowany został cukier, koncentraty i przyprawy z dodatkiem substancji chemicznych, smażone dania mogą być podawane tylko raz w tygodniu. Nowe przepisy – wraz ze zmianami dotyczącymi lekcji wychowania fizycznego – mają przeciwdziałać rosnącej lawinowo wśród dzieci pladze otyłości. Czy będą skuteczne?
– Otyłość jest problemem wieloaspektowym, biopsychospołecznym. Oznacza to, że znaczenie mają i czynniki genetyczne, i psychologiczne, nasza wiedza i motywacja, a także środowisko – zarówno w sensie fizycznym, jak i czynnik społeczny. Przepisy, które weszły w życie, dotyczą tego ostatniego obszaru, jest to zmiana środowiskowa. Eliminujemy ze środowiska młodych ludzi niezdrową żywność. I jest to bez wątpienia zmiana dobra, bo łatwy dostęp do niezdrowych produktów to wysoka ich konsumpcja. Dlatego uważam, że rozporządzenie spełni swoją rolę. Dzieci, które spędzają w szkole wiele godzin dziennie, nie tylko nie będą miały takich przekąsek pod ręką, a więc nie będą ich jeść, ale także odpadnie czynnik tak zwanego modelowania rówieśniczego – nie będą obserwować kolegów, którzy kupują w sklepiku i jedzą niezdrowe rzeczy, co może wzmacniać naśladowanie takich zachowań w szkole i poza nią.
Ale przyniosą je do szkoły, kupią na przerwie w pobliskim sklepie!
– Nawet jeśli będą przynosić do szkoły takie produkty, to i tak znacznie zostanie ograniczona ich powszechność. A to, czego nie ma na wyciągnięcie ręki, przestaje być tak kuszące. Badania pokazują, że nawet odsunięcie przekąski o kilkadziesiąt centymetrów zdecydowanie zmniejsza jej konsumpcję – gdy coś znajduje się choćby na drugim końcu stołu, to często już po to nie sięgamy. Tym bardziej, gdy trzeba poświęcić przerwę, by pójść do pobliskiego sklepu, młody człowiek zrobi to rzadziej. A być może zasmakuje w czymś, co będzie miał w szkole i – jeśli tylko damy mu taką szansę – zacznie si...