Zaczął się sezon dyniowy, więc chciałam się podzielić z Wami praktykami i przepisami z mojego domu. Babcia pochodziła z Kresów Wschodnich i zawsze we wrześniu przygotowywała przetwory z dyni – konfitury, dynię na słodko i na kwaśno do mięsa...
Zaczął się sezon dyniowy, więc chciałam się podzielić z Wami praktykami i przepisami z mojego domu. Babcia pochodziła z Kresów Wschodnich i zawsze we wrześniu przygotowywała przetwory z dyni – konfitury, dynię na słodko i na kwaśno do mięsa, powidła śliwkowo-dyniowe, marmoladę dyniowo-pomarańczową oraz dyniowy nastój, po który, jak wspominała, ustawiali się w kolejce i ksiądz dobrodziej, i miejscowy lekarz i zarządca majątku… Nie mówiąc już o mężczyznach z rodziny z pradziadkiem na czele.
Ten przepis był w rodzinie od pokoleń. Przestrzegano starannie, aby przygotowywać ów nastój
w dniu pierwszego wrześniowego nowiu. Wybierano kilka ładnie wybarwionych, dojrzałych, średniej wielkości pomarańczowych dyni. Myto je ciepłą wodą, a następnie odcinano górną część
z ogonkiem i wyparzoną, drewnianą łyżką drążono głęboki otwór, do którego wlewano płynnego miodu tyle, ile się zmieściło, najlepiej wrzosowego, ale ostatecznie mógł być i wielokwiatowy.
Babcia zaklejała otwór odciętym kawałkiem, a jako „kleju” używała rozrobionej z wodą mąki.
(Ja oklejam „pokrywę” plastrami opatrunkowymi). Stawiała na „słonecznym” oknie na 14 dni
i codziennie wieczorem potrząsała każdą dynią. Piętnastego dnia, w czasie pełni odklejała przykrywkę i ostrożnie zlewała płyn do dużej miski. Potem przecinała dynię specjalną piłką i wydrążała zawartość do osobnego naczynia. Następnie wyciskała to przez gazę lub wygotowaną, nową pieluchę tetrową. To, co wycisnęła, dodawała do zlanego wcześniej nastoju i delikatnie mieszała wszystko drewnianą, wyparzoną łyżką. Ostrożnie przelewała do słoików i stawiała w spiżarni.
Aplikowała to 3 razy dziennie po dużej łyżce dziadkowi przez 21 dni, potem robiła przerwę
i znów raczyła go tym „miodkiem” aż do Nowego Roku. Sama wypijała 1 łyżkę przed snem na oczyszczenie żył, poprawę pracy serca i sprawny mózg. Dzieci dostawały trzy razy dziennie po łyżeczce w razie przeziębienia, kłopotów „z siusianiem”, pieczeniem przy oddawaniu moczu.
Jak mawiała – dziadek w przeciwieństwie do swoich kolegów nie wiedział, co to prostata, a oboje mieli do ostatnich swoich dni sprawną pamięć i nie wyglądali na swój wiek, choć dożyli
prawie dziewięćdziesiątki.
Dlatego i ja kontynuuję tę tradycję z pożytkiem dla siebie i całej rodziny, choć nie przestrzegam tak ściśle dni księżycowych. Często zasypuję też dynie cukrem trzcinowym, ale przynajmniej jedną zalewam miodem.
Serdecznie pozdrawiam