Jak co roku, pierogi z kapustą i grzybami były głównym daniem mojego wigilijnego stołu i oczywiście wymagały wcześniejszych przygotowań. Choinka, kupiona jak co roku w mrągowskim nadleśnictwie, pachniała nieco słabiej niż na początku, jakby jej zapach zmieszał się z zapachem domu, rozrzedził się...
Jak co roku, pierogi z kapustą i grzybami były głównym daniem mojego wigilijnego stołu i oczywiście wymagały wcześniejszych przygotowań.
Choinka, kupiona jak co roku w mrągowskim nadleśnictwie, pachniała nieco słabiej niż na początku, jakby jej zapach zmieszał się z zapachem domu, rozrzedził się. Ileż radości sprawiło Zosi wieszanie ozdób! Jak cieszyła się, jak wspinała na palce! A potem wyobraziła sobie, że cała choinka to hotel i na piętrach, w pokoikach, mieszkają goście. A to pajacyk z czerwonym nosem, a to słomiana gwiazda, a to renifer na złotej nitce. Obawiałam się tylko, że mała przewróci się na choinkę i obie wylądują na ziemi, jednak Wojtek mnie uspokajał:
– Nie przejmuj się. Poradzi sobie. To duża dziewczyna.
Kawa, ciasto, podane już po kolacji, ogień w kominku, odbijający się od czystego szkła kieliszków z winem i szklanek z kompotem z suszu. Wszystko wokół migotało i tliło się, było ciepło i dobrze.
Najedzeni i roześmiani, słuchaliśmy muzyki i rozmawialiśmy, donosiliśmy jedzenie i picie, a ja nagle poczułam zmęczenie i lekko przysnęłam na swoim fotelu. Całodzienna krzątanina zrobiła swoje. Nie dopiłam nawet swojego kompotu. Hania zerwała się natychmiast sprzątać naczynia, ja się ocknęłam i poprosiłam, by nie przejmowali się mną. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, ale kiedy zegar pokazał dziewiątą trzydzieści wieczorem, postanowiliśmy, że to dobra pora na to, by poszli spać ci, którzy tego potrzebują. Moja senność odeszła i mogłam spędzić trochę czasu sama ze sobą. Wtedy właśnie poczułam, jak dawno nie byłam sama i że teraz, gdy wyjedzie Wojtek, ten stan będzie powtarzał się częściej, i że to jest wcale taki smutny i beznadziejny stan, bo człowiek w samotności tworzy rzeczy piękne. Będę miała czas na pisanie książki i czytanie innych autorów, na zabawy z Zosią i doskonalenie jej umiejętności pisania i czytania, i że będzie ze mną na chwilę Hania, ale ona przeważnie i tak żyje swoimi sprawami, więc jej obecność będę mogła porównać do obecności kota, który raz jest a raz go nie ma.
Pozmywałam resztę naczyń i patrzyłam, jak stoją równo ustawione na kolorowej ściereczce z mikrofibry. Włączyłam cicho muzykę. To była najnowsza płyta Dead Can Dance „Anastasis”. Dostałam od Wojtka pod choinkę. Już po pierwszych dźwiękach wiedziałam, że jest piękna i działa tak, jak potrzebowałam: rozluźnia mnie, wycisza i stawia obok tych wszystkich ważnych spraw, którymi żyłam do dziś. Od teraz nie ma już ważnych spraw, jest tylko tu i teraz. Posprzątany dom, śpiący w łóżkach bliscy mi ludzie i cisza za oknem. Nagle wszystko stało się łatwiejsze i prostsze, a we mnie pojawił się wielki spokój.
Usiadłam na poduszkach na podłodze, patrzyłam na ognień w kominku. Pląsał radośnie, początkowo dogasał, ale podłożyłam drewno. Zamknęłam oczy. Wyobraziłam sobie, że jest piękna letnia pogoda, świeci słońce i jak bardzo moja twarz lubi nasiąkać powietrzem, słońcem i uśmiechem. Dotarło do mnie, że ludzie od zawsze żyli pod słońcem i jest im potrzebne do życia jak powietrze. Gdyby tak nie było, na ziemi byłaby wieczna noc i ciemność, a rozświetlałby nas tylko księżyc. Natura wie, czego nam trzeba. Świeże powietrze przydaje się naszej twarzy, szczególnie gdy pracujemy na komputerze. Pomyślałam o moich oczach, tak często zmęczonych patrzeniem w ekran. Nie są bowiem przyzwyczajone do energii emitowanej przez monitor oraz do patrzenia tylko w niego. Gdzieś, kiedyś przeczytałam historię o ludzkich oczach. Dawniej ludzie szli w pole i patrzyli w różne punkty. Blisko – na wykopywane ziemniaki, i daleko – na horyzont, czy nie kłębią się burzowe chmury. Dziś ludzie patrzą w jeden punkt – monitor, telewizor, który nie wymaga ze strony naszych oczu większych starań. I dlatego tracimy wzrok.
Po chwili znalazłam się na rubieżach myśli. Przestały się pojawiać, a gdy nadchodziły, odsuwałam je. Po to są myśli, by się pojawiać. Poczułam, jakbym wyszła ze swojego ciała i że było mi słodko, jak w cukrowej wacie, i słonecznie, jakbym znajdowała się pod pięknym słońcem świata. Nie było już pojęcia czasu, pory dnia i roku. I poczułam w sobie wielki spokój, który otulił mnie jak ciepły koc. Poczułam wielkie szczęście, napływające do oczu, uszy, palców. Szczęście płynęło we mnie.
Katarzyna Enerlich
Fragment szkicu do najnowszej powieści Autorki pt. Prowincja pełna czarów, która ukaże się w przyszłym roku.
Tytuł pochodzi od redakcji.