Grusza

Grusza

– W złą porę ją chyba posadziłeś. A przecież wszystko trzeba w rytmie księżycowym. – Mruczała pod nosem Emma. Przerywała właśnie marchewkę. Mimo iż było jej żal zielonych młodych pędów, musiała zrobić miejsce dla innych, by wyrosły bujne i soczyste. Podczas tej prostej czynności myśli jej biegły w kierunku tamtej gruszy pod płotem, którą jej mąż Udo posadził już dawno, wiele lat temu, więc już powinna owocować, zwłaszcza że była już wystarczająco dorodna. A grusza jakby się uparła. Kwitła, kwiat opadał i ścielił się białym kobiercem na ziemi. Gruszek było jak na lekarstwo. U sąsiadów grusze owocowały bez opamiętania, a u nich jakby zły czas wplątał się w gałęzie drzewa…

– W złą porę ją chyba posadziłeś. A przecież wszystko trzeba w rytmie księżycowym. – Mruczała pod nosem Emma. Przerywała właśnie marchewkę. Mimo iż było jej żal zielonych młodych pędów, musiała zrobić miejsce dla innych, by wyrosły bujne i soczyste. Podczas tej prostej czynności myśli jej biegły w kierunku tamtej gruszy pod płotem, którą jej mąż Udo posadził już dawno, wiele lat temu, więc już powinna owocować, zwłaszcza że była już wystarczająco dorodna. A grusza jakby się uparła. Kwitła, kwiat opadał i ścielił się białym kobiercem na ziemi. Gruszek było jak na lekarstwo. U sąsiadów grusze owocowały bez opamiętania, a u nich jakby zły czas wplątał się w gałęzie drzewa…
Emma pomyślała i o tym. Któregoś lata zawiązała czerwoną wstążkę od uroków. Bo może to ta stara Ledwinowa z końca wsi, co na wszystkich zerka dziwnie ze złością, w taki sam sposób zerknęła na jej gruszę?
Sąsiadka Emmy przepowiedziała jej jednak co innego:
– Na pewno w zły czas posadziliście to drzewo. Gdy Księżyca przybywa od nowiu do pełni, to najlepszy czas na sadzenie tego, co owocuje nad ziemią. Wtedy właśnie przesadza się drzewa owocowe albo ścina zioła. W tym czasie rośliny nad ziemią rosną lepiej, a nasiona szybko kiełkują. Księżyc grubieje i przypomina dużą literę D z grubym brzuchem. Łatwo poznać… Patrzy tylko na niebo co noc i będzie wiedziała, co ma robić w sadzie i ogrodzie. Na moje oko nie spojrzała…
„Może i nie spojrzałam, bo niby skąd mogłam wiedzieć, że coś takiego jak Księżyc rządzi moim ogrodem” – pomyślała nieco lekceważąco Emma i poszła do swoich zajęć.
– Pamiętaj, jak chcesz czegoś mieć mniej, to po pełni, jak więcej, to przed. Chwasty wyrywaj więc po pełni… – Rzuciła jeszcze przez płot sąsiadka i poszła zrywać pokrzywę do suszenia.
Emma nie przywiązywała wagi do tego, co mówiła kobieta. Nie wydawało się jej możliwe, by Księżyc miał naprawdę jakikolwiek wpływ na to, co dzieje się na ziemi. Księżyc jest tak daleko… Jej prosta, niekształcona dusza widziała tylko to, co było przed nią. Sąsiadka robiła podobno w miasteczku jakie ogrodnicze kursy, ale ludzie patrzyli na to ze zdziwieniem, bo często nie było jej w domu, a mąż dwoił się i troił w obejściu.
Emmę zaczęły jednak słowa sąsiadki zastanawiać coraz bardziej. Raz nie spojrzała na Księżyc i wysiała marchew w nowiu. Nawet nie wzeszła. No, może poza pojedynczymi chwościkami, które jakoś szybko zostały wchłonięte przez ziemię. Dopiero potem wysiała drugi raz i marchew wyrosła bujna i dorodna i właśnie ją pieliła, ciesząc się, że zbiór będzie w ty roku udany, a słońce ogrzewa ziemię wyjątkowo.
Mąż Udo mruczał pod nosem, gdy zarzuciła mu, że w złą porę posadził gruszę.
– Nie wiesz, co gadasz, to nie gadaj po próżnicy – i poszedł na pole.
I została Emma sama ze swoją marchewką, w pokłonie do ziemi, myśląc o tym, że jest gdzieś wielki świat, mądrzy ludzie i tysiące napisanych książek. Ale wszystko to dzieje się pod tym samym Słońcem. I tym samym Księżycem.

Któregoś dnia przyszła do niej sąsiadka z niedzielną kuchą, czyli tradycyjnym pruskim ciastem.
– Za dużo napiekłam, dzielę się więc z wami, boście po sąsiedzku, a o sąsiadów trzeba dbać.
Emma przyjęła prezent. Zaprosiła sąsiadkę na herbatę.
– Patrzę ja na Księżyc i widzę wokół niego ciemną obwódkę, jakby zło jakieś na nas nadchodziło. – Zaczęła tamta.
– E, to głupstwa jakieś jeno z tym Księżycem. Ciasta lepiej pojedzmy. – Żachnęła się Emma.
Zapomniała jakoś o proroctwach sąsiadki, podlała muszkatle, czyli pruskie pelargonie, co nabierały kolorów i kształtów dojrzałego lata.
Parę dni później przybiegła do niej córka sąsiadki, Lisa.
– Już walczą! – Rzuciła w progu i pobiegła dalej na wieś. Wiedziała o tym pewnie z radia, bo sąsiedzi byli jedynymi właścicielami radia w okolicy.
Kolejne lata wspominała Emma ze łzami w oczach. Jej mąż został wzięty do wojska. Na szczęście tylko na skarbnika, bo z pierwszej wojny miał kule pod żebrami, więc potraktowali go łaskawiej. Mimo to jednak bała się przyszłości – bo zostawił ją samą, z gospodarstwem i ogrodem, a dzieci nie mieli, więc i pomagać nie było komu.
A potem przyszedł zły czas, zapowiadany ciemną obwódką na Księżycu, którą to kiedyś zobaczyła kobieta z sąsiedztwa. Grusza wciąż gubiła kwiaty, choć była coraz większa i miała koronę w kształcie puchowego obłoczka.
– Mogłabyś wreszcie zaowocować i jakoś osłodzić mi ten trudny czas – mówiła do  niej Emma, wciąż pielęgnując drzewo w nadziei, że zły czas i dla gruszy się odmieni.
Nie dane jej było się cieszyć owocami. Tamtej zimy musiała opuścić swój dom, by z innymi ze wsi iść w nieznanym kierunku. Ktoś wynajął sanie i na nich wieźli swój dobytek. Emma pożegnała się jeszcze z gruszą, tuląc ją do siebie.
Trudy podróży zniosła bardzo źle. Zachorowała na zapalenie płuc i ledwie ją odratowano w jakimś szpitaliku pod Frankfurtem. Z sąsiadką, która nie musiała opuszczać swego domu, chciała utrzymać kontakt, więc jak już wyzdrowiała i jakoś się urządziła po niemieckiej stronie, napisała do niej list.
Gdy przefrunął przez nowe granice i wylądował na polskich już Mazurach, była późna jesień.
Sąsiadka odpisała dopiero bliżej świąt, bo nie miała wcześniej czasu.
Jej list w taki sam sposób przefrunął granice i trafił do drżących, osłabionych chorobą i tęsknotą za heimatem rąk Emmy.
„Moja droga sąsiadko! U nas świat się zmienił całkowicie, mamy nowych sąsiadów. W waszym domu zamieszkała rodzina spod Wilna, ale nie poznaliśmy się jeszcze. Ta wasza grusza, co nigdy wam nie owocowała, tamtego lata, co was już nie było, zakwitła wyjątkowo obficie. Kwiat się nie osypał i wydała na świat mnóstwo gruszek. Nieprzyzwyczajone do ciężaru gałęzie rozdarły ją na pół. Teraz leży niemal przepołowiona, a nowi sąsiedzi do dziś jej nie ścięli. Nie mogę patrzeć na jej powolną agonię…”.

Dalszych słów listu Emma już nie czytała. Odłożyła list z nowej Polski i pomyślała:
„Mojej gruszy po prostu pękło serce. Umarła z tęsknoty za mną…”.

Opowieść o mazurskiej gruszy usłyszałam od jednej z Czytelniczek podczas spotkania w Celestynowie. Ta historia zapadła mi w pamięć.
Katarzyna Enerlich
 

...
Autor: Katarzyna Enerlich
Partnerzy:

Wydawca Centrum "REA" Rena Marciniak-Kosmowska. All Rights Reserved. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i powielanie treści lub/i grafiki zawartej w tym serwisie bez zgody autora serwisu jest zabronione i chronione prawem.