Arbuz

W stanie dzikim do dziś można go spotkać  na południu Afryki. Buszmeni z Kalahari nazywają go „tsama” i od wieków wykorzystują jako źródło wody i pożywienia. Stąd przeniesiony został do Egiptu, co potwierdzają liczne freski oraz znaleziska archeologiczne. Potem pojawił

a, sans-serif;">Arbuzy od starożytności wykorzystywane były w medycynie. Lekarze gruzińscy, armeńscy i azerscy zalecali je chorym na żółtaczkę – startą suszoną skórę tego owocu do dziś stosuje się tam przy leczeniu stanów zapalnych jelita grubego. Jako roślina moczopędna służył też do zwalczania schorzeń nerek i pęcherza oraz związanych z nieprawidłowym krążeniem krwi połączonym z obrzękami. Uważano, że oczyszcza organizm z toksyn oraz wspomaga leczenie reumatyzmu. Dawni zielarze polecali go ponadto przy szumie w uszach i wysięku z ucha.

 

Dziś jedzenie arbuzów i picie soków z nich zaleca się przy zapaleniu miedniczek nerkowych, piasku i kamieniach nerkowych oraz stanach zapalnych dróg moczowych. Kawon pomaga także w stanach zapalnych wątroby i pęcherzyka żółciowego, przy kamieniach żółciowych. Ze względu na dużą zawartość kwasu foliowego i żelaza leczy anemię. Reguluje ponadto pracę serca, poprawia krążenie, likwiduje obrzęki. Arbuzowy sok działa przeciwzapalnie na błony śluzowe, leczy się nim ranki na wargach i w nosie, płucze usta przy paradontozie, a także przemywa uszy w stanach zapalnych.

 

Superdieta na lato

Najcięższą kobietą świata była kiedyś Kanadyjka Sara Brown, ważąca… 545 kg. Straciła jednak swój rekord i miejsce w księdze Guinnesa na rzecz Amerykanki Rosalie Bradford, gdyż zrzuciła w ciągu 2 lat aż 400 kg! Nie zdobyła jednak mistrzostwa świata w odchudzaniu, Rosalie bowiem, która przeszła na dietę kilka miesięcy później, i tym razem ją przegoniła, pozbywając się aż 416 kg. Ta rywalizacja zresztą była niezamierzona: Amerykance skomplikowaną, rygorystyczną dietę zalecili lekarze, gdy wystąpiła u niej zagrażająca życiu niewydolność serca, zaś Sara po przeniesieniu się z zimnej Kanady do słonecznej Kalifornii odkryła… uroki arbuza. Akurat panowały tam obezwładniające upały i Kanadyjka, która bardzo źle taki klimat znosiła, ze wstrętem zaczęła patrzeć na ulubione niegdyś frytki, ociekające tłuszczem hamburgery i pizzę. Kusiły ją natomiast owoce, zwłaszcza soczyste, wspaniale gaszące pragnienie arbuzy i to one stały się podstawą jej menu. Lepiej z tym wyborem jej podniebienie trafić nie mogło – arbuzy są bowiem wyjątkowo niskokaloryczne. Po dwóch mniej więcej miesiącach nieco się do ustawicznego ciepła przyzwyczaiła i apetyt na „wszystko inne” jej wrócił, ale odkryła, że w „arbuzowym” czasie zdążyła się pozbyć blisko 20 kilogramów. I już całkiem świadomie na arbuzowej diecie pozostała, szukając jedynie przepisów na rozmaite dania z tym owocem, by jej jadłospis nie stał się zbyt monotonny. Zwłaszcza że chudnąc, zyskiwała coraz większą sprawność fizyczną, jej ciśnienie wróciło do normy, zgubiła zadyszkę pojawiającą się po przejściu paru kroków… Dopiero gdy osiągnęła wagę 145 kg, zaczęła sobie pozwalać na jedzenie innych produktów, choć w znacznie mniejszych niż kiedyś ilościach, bo jej żołądek zdążył się już mocno skurczyć. Za to zaczęła uprawiać lekką gimnastykę w wodzie i pływanie – na bardziej obciążające sporty była jeszcze trochę za ciężka. Ale chudła dalej. Dziś waży 73 kg przy wzroście 174 cm. Wyszła za mąż, ma córeczkę. Arbuzów w jej domu nigdy nie brakuje. Traktuje je nie tylko jako ulubione pożywienie, ale i jako… amulet. Te owoce – jak twierdzi w swojej ksią

Autor: Beata Kondysar
Partnerzy:

Wydawca Centrum "REA" Rena Marciniak-Kosmowska. All Rights Reserved. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i powielanie treści lub/i grafiki zawartej w tym serwisie bez zgody autora serwisu jest zabronione i chronione prawem.