ZIMNO SPRZYJA TYCIU

ZIMNO SPRZYJA TYCIU

Winne jest słońce?                                                                                                                                   

W dużej mierze tak! A w zasadzie jego brak (zimą dociera do nas nawet 100 razy mniej światła słonecznego niż w upalny dzień latem!). Wszelkie zmiany w ilości docierającego do nas światła słonecznego powodują bowiem zmiany nastrojów: jeśli jest go mniej, stajemy się najczęściej senni, zmęczeni, ale i rozdrażnieni. Duży wpływ na to ma spadający poziom serotoniny, czyli „hormonu szczęścia”, neuroprzekaźnika, którego niedobory powodują właśnie uczucie przygnębienia, zmęczenia, czasem lęku, ale i łaknienie. A chcąc poprawić sobie humor… sięgamy po łakocie. Nie jest to nic dziwnego, gdyż węglowodany podnoszą poziom serotoniny i po ich spożyciu zwyczajnie czujemy się lepiej!

Mniejsze nasłonecznienie zmienia również poziom witaminy D w organizmie. Witamina ta odpowiedzialna jest za redukcję tłuszczów w organizmie, jeśli jest jej mniej (a do prawidłowej syntezy witaminy D potrzebne są promienie słoneczne), nic nie da nam nawet zmniejszenie zjadanych porcji – tłuszcz będzie się odkładał i tak szybciej niż latem… Jest jeszcze melatonina, której poziom także zależy od nasłonecznienia – rośnie, gdy jest ciemno. A ilość melatoniny w organizmie ma wpływ na apetyt: wzrasta proporcjonalnie z nim! Wykorzystujmy więc wszystkie słoneczne chwile i nawet mimo mrozu lub wiatru wyjdźmy z domu.

A może genetyka?
Ta też nie jest po stronie pragnących mieć płaski brzuch. Prawdziwe jest twierdzenie, że organizm ludzi żyjących w naszej strefie klimatycznej był od tysięcy lat tak „zaprogramowany”, by w chłodniejszych miesiącach gromadzić tłuszcz niezbędny do ogrzania ciała. I wciąż, choć zmienił się styl i warunki życia – nie grozi nam głód, a półki uginają się od towarów – tak właśnie działa. Dietetycy wyróżniają dwa różne rodzaje tłuszczu – biały i brązowy. Ten pierwszy odkłada się, jeśli przez dłuższy czas dostarczamy organizmowi zbyt wielu kalorii – powstają tak zwane fałdki, potem zaczyna się otyłość.

Tłuszcz brązowy natomiast nie odkłada się, ale zamienia w ciepło. Jego wzmożona produkcja zaczyna się zazwyczaj późną jesienią. Dodatkowe porcje kalorii teoretycznie nie powinny być więc problemem. Ten zaczyna się, jeśli z nimi mimo wszystko przesadzimy, a przy okazji zaniechamy wszelkiej aktywności fizycznej… Spory wpływ ma także wiek: u nastolatków poziom tłuszczu brązowego jest idealny – występuje on wyspowo, głównie w okolicy szyi i w dolnej części klatki piersiowej. Z wiekiem jego warstwa jednak rośnie i coraz trudniej organizmowi zmienić go w energię, tłuszcz brązowy zmienia się w tłuszcz biały. Im jesteśmy starsi, tym bardziej musimy więc uważać z kaloriami i dbać o ruch (choć szwedzcy uczeni z uniwersytetu w Goteborgu pracują nad próbami przywrócenia u osób starszych poziomu brązowego tłuszczu z okresu lat nastu, gdyby się to udało, można by mówić o milowym kroku w walce z otyłością).

Świąteczna pułapka
Statystyczny Polak przybiera zimą na wadze około 2 kilogramów. U większości osób jest to co prawda około 0,5 kilograma, ale też spora część społeczeństwa robi, co może, by podnieść statystyki i zdarzają się nawet 8-kilogramowe zimowe skoki wagi (a wskaźniki te nieubłaganie rosną). Pamiętać przy tym należy o jednym – dodatkowe zimowe kilogramy bardzo trudno zgubić i najczęściej już u nas zostają na stałe. A lata lecą… I tak co roku minimum 0,5 kilograma na plusie… Z czasem nazbiera się ładny nadbagaż. Zaobserwowano także, że najbardziej gwałtowny skok wagowy ma miejsce w okresie świąt – obżeramy się wówczas niemiłosiernie, a i rodzinne spotkania nie sprzyjają aktywności ruchowej. Przeciętnie każdego dnia świętowania pochłaniamy 500 kalorii więcej, niż powinniśmy. Wiele osób zdecydowanie jednak wybija się ponad przeciętność. Taka bomba kaloryczna w zestawieniu z brakiem ruchu musi niekorzystnie odbić się na wadze.
A czy osobom grubszym jest chociaż cieplej niż szczupłym? Otóż mimo obiegowych opinii dietetycy nie potwierdzają tego – biały tłuszcz nie grzeje i brzuszek wcale nie daje nam gwarancji na to, że będzie nam cieplej: osoby otyłe marzną tak samo, jak wszyscy!

Rusz się!
Większość ludzi w jesienno-zimowych miesiącach ogranicza aktywność ruchową, zaś czas wolny spędzany w domowym zaciszu najczęściej łączy z jedzeniem. Rowery i piesze spacery zastąpione zostają samochodami lub komunikacją publiczną, bieganie znika z rozkładu zajęć. O dziwo, znika z niego także aktywność, której nie przeszkadza plucha, lodowaty wiatr i szybko zapadający mrok: mniej osób zimą korzysta z basenów, pływalni, siłowni. Wpływ na to ma prawdopodobnie wspomniana już zmiana poziomu serotoniny, nasze lenistwo (deszcz czy mróz to świetna wymówka „rozgrzeszająca” nas z odpuszczenia codziennych, nieraz narzuconych sobie, ćwiczeń), ale i wiele obiegowych „mądrości” typu: „A po wyjściu z pływalni na zewnątrz od razu przewieje cię i choroba murowana”. Jeśli odpowiednio się ubierzemy i wysuszymy, nic takiego się nie zdarzy… Ruch jest dobrym sposobem na pokonanie zbędnego tłuszczyku, ale i depresji zimowej, której jedną z cech jest zwiększenie apetytu na poprawiające nastrój węglowodany.

Właściwa dieta
Zabrzmi to pewnie niewiarygodnie, ale ilościowo o wiele więcej jemy w miesiącach wiosennych i letnich! Jesienią i zimą preferujemy inne, bardziej kaloryczne potrawy i to zmiana diety wpływa na naszą wagę. Wybieramy produkty nie tylko bogate w węglowodany, ale i te w tłuszcze. Rośnie spożycie dań smażonych, gęstych sosów, wieprzowiny, tłustych serów.

Jak i co powinniśmy zatem jeść? Przede wszystkim posiłki powinny być regularne, spożywane o stałych porach – długie przerwy źle wpływają na gospodarkę cieplną organizmu, po takich przerwach jemy zazwyczaj więcej, niż potrzeba. Koniecznie musi się w nich znaleźć danie spożywane na ciepło (świetnym pomysłem na zimę są rozgrzewające zupy). Jeśli już czujemy chęć na coś tłustego, wybierzmy tłuste ryby, słodycze zastąpmy owocami. Gdy jest nam zimno, dodajmy pikantnych przypraw – kapsaicyna zawarta w chili rozgrzewa organizm, a przy okazji przyspiesza spalanie. Podobne działania ma chociażby pieprz, kurkuma i imbir. Pijmy naturalne soki owocowe, a także herbaty ziołowe i owocowe. Możemy również zadbać o podniesienie odporności – pomogą w tym naturalne antybiotyki (cebula, czosnek), ale i wszelakie kiszonki, otręby pszenne oraz produkty zbożowe, zapewniające prawidłowe funkcjonowanie flory bakteryjnej.
Jan Matul

Oficjalna strona magazynu "Natura i Ty" wydawanego przez Centrum "REA" od 2008 roku.
Wydawca Centrum "REA" Rena Marciniak-Kosmowska. All Rights Reserved. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i powielanie treści lub/i grafiki zawartej w tym serwisie bez zgody autora serwisu jest zabronione i chronione prawem.