Poniżej drukujemy fragment książki, którą warto zabrać ze sobą na weekend majowy. To porywająca opowieść o miłości, zdradzie, śmierci...
Nigdy jeszcze nie stawiła się rodzina tak w komplecie jak tym razem, albowiem, zespoleni tajemniczymi węzłami jedności pomimo wszystkich dzielących ich różnic, uzbroili się przeciw zagrażającemu im wszystkim niebezpieczeństwu. Jak stado bydła zbijające się na widok psa, łeb przy łbie i bok przy boku, w jedną zwartą gromadę, stanęli murem, gotowi runąć na intruza i zatratować go na śmierć. Zjawili się też niewątpliwie, aby wymiarkować, jaki dać im wypadnie prezent ślubny. Jakkolwiek kwestia podarunków ślubnych ustalana bywała zazwyczaj w ten sposób, że jeden pytał drugiego: „Co właściwie ty dajesz? Mikołaj daje łyżki…” – sprawa ta jednak w dużym stopniu zależała od osoby narzeczonego; jeżeli był wytworny, elegancki i wyglądał na zamożnego, bardziej było wskazane ofiarowywanie ładnych rzeczy, gdyż liczył na takie. W końcu każdy dawał podarek najwłaściwszy i najodpowiedniejszy dzięki szczegółowemu uzgodnieniu tej sprawy w taki sam sposób, jak uzgadniane bywają ceny na giełdzie: na specjalnym posiedzeniu rodzinnym w wygodnym, należącym do Tymoteusza domu z czerwonych cegieł w Bayswater, wychodzącym na Park1 i zamieszkanym przez ciotki: Annę, Julę i Esterę.
...