Odludzia sprzyjały tajemnicom. Nawet wtedy, gdy przychodziła bujna wiosna i sprawiała, że wszelkie odludzia przybierały się zieloną girlandą. Gdy kwitnący głóg bielił się jak płótno na bielniku, gdy młode dęby nieco spóźnione wypuszczały pierwsze listki, w chwili gdy lipy i brzozy już się zieleniły na dobre, dzwoniąc liśćmi niczym dzwonkami.
Odludzia sprzyjały tajemnicom. Nawet wtedy, gdy przychodziła bujna wiosna i sprawiała, że wszelkie odludzia przybierały się zieloną girlandą. Gdy kwitnący głóg bielił się jak płótno na bielniku, gdy młode dęby nieco spóźnione wypuszczały pierwsze listki, w chwili gdy lipy i brzozy już się zieleniły na dobre, dzwoniąc liśćmi niczym dzwonkami.
Na Prusach było tak. Gdy ktoś mieszkał na odludziu, to bez względu na porę roku miejsce jego mieszkania już go określało. Odludzie, więc konszachty z diabłem. Jakby na rubieżach rysowały się wyraźne granice pomiędzy dobrem i złem, jakby owe rubieże były zarezerwowane dla tej ciemnej strony, a jasna królowała w środkach wioskach, w okolicach tych zadbanych domów z czerwonymi dachówkami, z ogrodami pełnymi pelargonii, zwanymi w tych stronach muszkatlami, floksów i dalii.
Na odludziach mieszkali więc ci, których omijan...