Morsem być

Morsem być

Większość z nas na samą myśl o kąpieli w lodowatej wodzie dostaje gęsiej skórki i zaczyna się trząść z zimna. Pojawia się jednak coraz więcej śmiałków, którzy dla zdrowia decydują się spróbować i ten sport wciąga ich bez reszty. Zimą nie wyobrażają sobie weekendu bez morsowania. O tym, jak to jest być Morsem, opowiada Mariusz Biernacki, kierownik Sekcji Morsów Miejskiego Zjednoczonego Klubu Sportowego w Helu, w rozmowie z Karoliną Górecką.

Mariusz Biernacki ma 43 lata. Jest kierownikiem Sekcji Morsów Miejskiego Zjednoczonego Klubu Sportowego na Helu. Jego żona i córka również morsują.
 

 

Wbrew pozorom morsowanie nie wymaga jakichś specjalnych predyspozycji fizycznych. Jest to sport dostępny dla wszystkich zdrowych ludzi. Nie trzeba być supermenem, żeby móc morsować, jednak pewne przygotowanie jest konieczne.

Co oznacza dla pana być Morsem?

– Większość ludzi ma jakieś marzenia i pragnienia, do których stara się dążyć – chcą być w otoczeniu postrzegani jako ludzie z nietuzinkowym hobby, wywołującym podziw w oczach innych. Bez wątpienia bycie morsem jest właśnie takim hobby. Także świadomość przynależności do grupy morsów daje poczucie elitarności. W końcu nie każdy ma w sobie dość odwagi i samozaparcia, żeby uprawiać ten sport.

Dla mnie morsowanie to nie tylko zainteresowanie czy sposób aktywnego spędzania czasu, ale też swoisty „stan umysłu”. Udowodnienie sobie, że można pokonać lęk przed zimnem, pozwala być bardziej odpornym na trudy i przeciwności spotykające nas na każdym kroku.

Jest się czego bać?

– Morsowanie samo w sobie jest bezpieczne i naprawdę nie ma się czego obawiać. Trzeba jednak pamiętać, że to dość ekstremalny sport i należy się do jego uprawiania przygotować. Dobrze jest trochę czasu poświęcić na zapoznanie się z opiniami innych morsujących, żeby nie dać się zaskoczyć zimnej wodzie.

Jak się zaczęła pana przygoda z tym sportem?

– Mam stosunkowo krótki staż, bo właśnie rozpocząłem drugi sezon zimowych kąpieli. Kilkoro znajomych kąpało się już wcześniej i opowiadali o emocjach, jakie im towarzyszyły. Będąc służbowo poza domem, nie wiedziałem, że moja żona zdecydowała się przyłączyć do Helskich Morsów. Po powrocie nie pozostało mi nic innego, jak również spróbować. Nie było to jednak takie proste… Najpierw przez kilka dni biłem się z myślami, czy zdołam przełamać w sobie lęk przed zimnem, bo w pamięci miałem letnie kąpiele i problemy z wejściem do wody, a co tu dopiero zrobić to pod koniec października! W końcu jednak przyszła ta pamiętna sobota. Byłem zdecydowany, chociaż zawsze pozostaje pewna obawa przed nieznanym. Poszliśmy na plażę i z całą grupą wszedłem do wody.

Jak się zostaje Morsem?

– Gdyby ktoś z czytających naszą rozmowę zapragnął spróbować swoich sił w morsowaniu, to najpierw powinien poszukać w swojej okolicy ludzi, którzy już to robią. Jeśli jednak nie ma się takich znajomych, to trzeba się rozejrzeć w Internecie. Większość klubów lub kół ma swoje strony, na których można zdobyć informacje, gdzie odbywają się kąpiele oraz najczęściej podane są numery telefonów kontaktowych. Jeśli znamy już miejsce i czas, nie pozostaje nic innego, jak chwycić byka za rogi.

Dla ludzi, którzy nigdy nie próbowali zimnych kąpieli, może się to wydawać dość ekstremalne. Na samą myśl o zdjęciu ubrania zimą większość ludzi odczuwa zimno. I w tym momencie nieocenione jest wsparcie innych morsów, nieważne czy jest tam ktoś znajomy, czy wszystkich widzi się pierwszy raz – grupa zawsze serdecznie dopinguje i wspiera nowicjusza. Po takiej kąpieli przypływ endorfin daje uczucie szczęścia w pochmurne, szare, zimowe dni i powoduje, że tęskni się za powrotem do wody.

Najlepiej więc dołączyć do jakiejś grupy morsów, niezależnie od tego, jaki ma statut lub osobowość prawną. Przynależność wiąż...

Autor: Karolina Górecka
Partnerzy:

Wydawca Centrum "REA" Rena Marciniak-Kosmowska. All Rights Reserved. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i powielanie treści lub/i grafiki zawartej w tym serwisie bez zgody autora serwisu jest zabronione i chronione prawem.