Niegdyś ludzie – kiedy jeszcze żyli w rytmie natury i w zgodzie z nią, a nie przeciw niej – uważali (a może... wiedzieli?), że drzewa mają duszę, świadomość, że czują jak każda żywa istota. Wierzyli również w ich wielką moc, życiodajną lub niszczycielską, zależnie od tego, jak się je traktowało. Jeśli człowiek okazywał im szacunek, dbał o nie, mogły dla niego uczynić wiele dobrego.
Niegdyś ludzie – kiedy jeszcze żyli w rytmie natury i w zgodzie z nią, a nie przeciw niej – uważali (a może... wiedzieli?), że drzewa mają duszę, świadomość, że czują jak każda żywa istota. Wierzyli również w ich wielką moc, życiodajną lub niszczycielską, zależnie od tego, jak się je traktowało. Jeśli człowiek okazywał im szacunek, dbał o nie, mogły dla niego uczynić wiele dobrego.
Słowianie, Brytowie, Germanowie... Indianie ze wszystkich plemion obu Ameryk... Afrykanie... Australijscy Aborygeni... Wszyscy oni przypisywali drzewom wielką siłę (niektórzy sądzą tak do dziś) i czerpali z niej, prosząc duchy drzew o pomoc we wszystkich niemal sytuacjach życiowych.
Plemiona żyjące na terenie Europy miały swoje święte gaje – czasami złożone z dębów-olbrzymów, z buków czy kasztanów, kiedy indziej z wierzb czy brzóz – spełniające, zależnie od potrzeb, rolę wyroczni, sędziego, często – uzdrowiciela. Każde drzewo posiadało wedle nich nieco inne właściwości i możliwości. Sen w cieniu niektórych – na przykład dębów czy jesionów – niósł rozwiązania trudnych problemów, bywał wieszczy, podpowiadał karę dla winowajcy lub taktykę, jaką warto obrać w czasie wojny... Kobiety często szukały rady pod topolą uchodzącą za drzewo kobiece, związane energią z mocami księżyca. Niemal każde drzewo stanowiło pomost, łącznik między światem „tu i teraz”, a tym, w którym egzystowali bogowie, dobre czy złe duchy, więc mogło dysponować ich wiedzą i przekazywać ją. Miało jednak również i własną wielką siłę oraz wewnętrzną mądrość, które rosły w miarę upływu lat wraz z jego rozwojem. Umiejętność czerpania z nich była wielką sztuką i niosła wiele korzyści. Na przykład – uzdrowienie. Drzewa leczyły przecież wiele chorób. Wczesne chrześcijaństwo, choć zwalczało kult związany ze świętymi gajami jako praktyki pogańskie – nie tylko w początkach swego istnienia, ale i w okresie rozkwitu – jednak uznawało do pewnego stopnia lecznicze właściwości iglastych czy liściastych olbrzymów również w sferze mentalnej. Mowa tu przede wszystkim o takich uzdrowicielach jak Hildegarda z Bingen. W miarę upływu lat i rozwoju cywilizacji bezpośrednie obcowanie z naturą na owym poziomie mentalnym zanikało i ludzie zaczęli tracić z nią kontakt oraz umiejętność korzystania z tego, co oferuje.
Dziś pomalutku zaczynamy odbudowywać owe utracone więzi. Oczywiście, istnieje mnóstwo sceptyków wyśmiewających owe próby i traktujących je jako zabobony, jednak nawet część naukowców eksperymentuje już z niewytłumaczalnymi zjawiskami, takimi jak leczenie serca za pomocą obcowania z lipami czy demencji przez przebywanie pacjentów w jesionowym gaju. Wielu badaczy z tytułami profesorskimi nie ma również wątpliwości, że mnóstwo drzew jest doskonałym remedium na problemy natury psychicznej, czyli – choroby duszy. Na razie ci „ze szkiełkiem i okiem” dowiadują się, że ta „cała natura” jakoś działa, jednak za pomocą swoich analiz chemicznych nie są w stanie dojść – w jaki sposób. Bo racjonalnie da się wytłumaczyć tylko niektóre zjawiska – na przykład fakt, że przebywanie wśród jodeł czy świerków leczy układ oddechowy, choroby płuc. No jasne – to wydzielane przez iglaki przeciwbakteryjne olejki eteryczne... Ale dlaczego u osób z demencją po sesjach w cieniu jesionów (staruszkowie tam po prostu leżakowali po kilka godzin dziennie) zauważono nie tylko zatrzymanie postępu choroby, ale wręcz poprawę pamięci krótkotrwałej?
Takich pytań nie zadają sobie ezoterycy, naturoterapeuci – oni wiedzą, że istnieje świat niedostrzegalny, niedostępny zwykłym ludzkim zmysłom ani intelektowi. Że każda ist