Serce, usta, oczy, dłonie…
Pozwolisz, że je zabiorę?.
Edyta Podkowa
Zawsze, gdy Karol się zakochiwał, działo się to w podobnych okolicznościach. Podczas tańca. Wolnego, ma się rozumieć. Właśnie wtedy pojawiał się impuls pchający go w sidła miłości.
Tak było na balu maturalnym, kiedy wkurzył się na dziewczynę i postanowił dać jej nauczkę, tańcząc z koleżanką z innej klasy. Jedną piosenkę zastąpiła druga i trzecia, a oni wciąż nie potrafili się od siebie oderwać. Tańczyli do końca balu, by spędzić ze sobą następne cztery lata.
Tego dnia wybrali się do akademika na imprezę z okazji czyichś imienin. Narzeczona Karola urzędowała w kuchni, bawiąc się w swatkę. Namawiała kogoś nieważnego, by związał się z kimś równie pozbawionym znaczenia. Nieco znudzony Karol opierał się o futrynę drzwi, zastanawiając się, czy...